Ludzie
lubią oglądać filmy o takich pojebańcach, którzy są poza systemem albo chociaż
mają zupełnie przejebane. Lubią Jasona Bourne’a (co go Matt Damon gra), który
do tego stopnia jest poza systemem, że sam nie wie, kim jest. Ludzie lubią,
kiedy w filmie ktoś ma zupełnie przejebane - wyjebali chłopa z roboty, no i on
wrócił do domu, a tam żona powiedziała, że się wyprowadza, bo potrzebuje się
odnaleźć w życiu, więcej przestrzeni potrzebuje i w ogóle czegoś takiego potrzebuje,
co ona nie wie, co to jest, ale na pewno tego czegoś nie odnajdzie, jak z tym
chłopem dalej będzie. Ludzie tego chłopa lubią, a on w tym filmie weźmie się
zaweźmie i różne ciekawe rzeczy zrobi, na przykład zabije siedemnastu
złoczyńców - to w wersji dla tych, którzy za bardzo nie lubią skomplikowanych
konstrukcji, albo uknuje i przeprowadzi jakąś wielopiętrową intrygę, a przy
okazji znajdzie se taką babę cudowną po całości i wiadomo, że będzie z nią już
do końca życia i będą szczęśliwi – to jest wersja dla tych co lubią Richarda
Gere’a (wiecie, o co chodzi, z tym lubieniem Richarda Gere’a, co nie?).
OK,
a zatem ludzie lubią w filmach tych wszystkich pojebańców, natomiast jak
spotkają takiego pojebańca w życiu poza kinem, to są zgorszeni, oburzeni,
zniesmaczeni. Nie chcą znać takiego pojebańca, A czasami zdarza się tak, że
ktoś, kogo ludzie znają, zostaje takim pojebańcem, bo mu w życiu poszło, jak
poszło. Nie wybrał sobie ten pojebaniec swego losu, tylko po prostu poszło mu,
jak poszło. Bo to tak działa. W piosełce „Beautiful Boy” Lennon napisał tak: Life is what happens to you, while you're
busy making other plans. Tak to działa. Rozumieją to wilki, słonie, koty,
ale nie rozumie tego mnóstwo ludzi.
No
i jak ktoś, z rozmaitych przyczyn, zostaje takim pojebańcem, to już nie może
liczyć na lojalność tych, na których lojalność, jak się wydawało, mógł liczyć
zawsze. Lojalność wymaga próby. Lojalność tylko wtedy, kiedy idzie dobrze, to
chuj nie lojalność. Lojalność zaczyna się dopiero wtedy, kiedy jesteś w ciemnej
dupie. Lojalność jest wtedy, kiedy Pool dostaje do przerwy w dupę z Milanem
trzy do zera, a ludzie w przerwie śpiewają YNWA i tak się drą, że chłopcy Rafy
Beniteza słyszą to w szatni i później któryś z chłopaków powiedział, że Rafa prawie
nic nie gadał w przerwie, tylko po prostu chciał, żeby wszyscy słuchali Pieśni.
Bo są takie chwile, kiedy gadanie nic nie da, bo przecież wszystko zostało już
powiedziane, i jedyne, co można zrobić, to wysłuchać Pieśni, a później wyjść na
boisko i spuścić wpierdol Makaronom. To są krytyczne momenty, kiedy wszystko
już zostało powiedziane i jedyne, co można zrobić, to wysłuchać Pieśni, a
później zrobić swoje, to są w kurwę trudne chwile. Raz uda się spuścić wpierdol
Makaronom, a innym razem się nie uda, ale trzeba drzeć ryja i śpiewać You’ll
Never Walk Alone choćby się waliło i paliło, bo to jest właśnie lojalność.
https://www.youtube.com/watch?v=xx0Ru_1zPVk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz