niedziela, 13 grudnia 2020

Smutno

 

Smutno. Na mieście mało ludzi. A jak już ludzie na to miasto wyjdą, to się kłócą. Jedna pani nakrzyczała na jednego panu, że on maski nie nosi, a ten pan się zdenerwował i zadał tej pani silny cios w szczękę, no to ta pani na chodnik upadła.

A w sklepie jedni ludzie krzyczą na innych ludzi, żeby ci inni ludzie nie zbliżali się za bardzo do tych, co krzyczą, bo mamy być daleko od siebie, a nie blisko siebie.

Między dziesiątą rano a południem do sklepu nie wolno wchodzić ludziom, którzy nie mają jeszcze co najmniej sześćdziesięciu lat, ale tym, którzy mają co najmniej sześćdziesiąt lat wolno wchodzić do sklepu, kiedy chcą.

Do kościoła nie każdy może pójść, bo jak w kościele uzbiera się tylu ludzi, ilu może w kościele przebywać, to już nikomu innemu do kościoła nie wolno wejść; tym, co przyjdą za późno,  nie wolno we mszy uczestniczyć, ani się wyspowiadać, ani komunii świętej przyjąć. Nie wolno im pobyć z Panem Bogiem w kościele.

Karetki nie chcą przyjeżdżać do chorych ludzi. I jakaś piętnastoletnia dziewczyna umarła, bo przez dwa dni karetka do niej nie chciała przyjechać. Wielu ludzi umarło, bo karetka do nich nie chciała przyjechać.

A właściciel restauracji powiesił się w swojej knajpie. On kupił jakiś pałacyk, wyremontował go, zrobił z tego restaurację, ale dostał zakaz prowadzenia interesu, więc się powiesił.

Nie wolno jeździć na nartach na stokach przeznaczonych do jeżdżenia na nartach.

Nie wolno pójść na piwo do knajpy z przyjacielem, ani z dziewczyną, ani samemu; z nikim nie wolno pójść do knajpy na piwo.

Dzieciom nie wolno chodzić do szkoły. Nie wolno im w szkole uczyć się, spotykać się z przyjaciółmi, grać w piłkę, rozrabiać.

Na święta Bożego Narodzenia nie można spotkać się w domu z tyloma ludźmi, z iloma chciałoby się spotkać. Wielu samotnych ludzi spędzi święta samotnie, bo nie wolno im pójść do domu tych, którzy chętnie ugościliby samotnych.

Smutno. Ale jak ma nie być smutno, kiedy dzisiaj, 13 grudnia, Jaruzelski wprowadził stan wojenny?

wtorek, 20 października 2020

Lojalność

 

Opowiadano mi o człowieku, którego przyjaciel został uwięziony; ów człowiek spał co dzień na podłodze, żeby nie zaznać wygód, których pozbawiono tego, kogo kochał. Tak, drogi panie, któż będzie spał na podłodze dla nas?

Albert Camus. Upadek

*

Żadna prawdziwie znacząca relacja nie może się opierać na kontrakcie. Na pierwszym miejscu jest lojalność. I jest to coś, co należy szanować, choćby się waliło i paliło.

Mark Rowlands. Filozof i wilk

*

Dave Chappelle to gwiazda stand-upu. Chappelle jest dobry, jest naprawdę dobry. Nie każdy, kto jest gwiazdą stand-upu jest dobry, ale Chappelle jest dobry. Mozart powiedziałby, że Chappelle zna się na rzeczy. I miałby rację Mozart, bo Chappelle zna się na rzeczy.

W specialu Equanimity Chappelle mówi, że on, Dave Chappelle, jest tak dobry w swoim fachu, że już go nudzi zwykłe wymyślanie żartów, bo to zbyt łatwe jest, więc on, Dave Chappelle, wpadł na taki pomysł, że będzie wymyślał żarty od dupy strony, bo to trudniej, a jak trudniej, to jest większa zabawa. Rybka polega na tym, że Chappelle najpierw wymyśli puentę, a później dorobi do niej żart. I dał przykład takiego żartu wymyślonego w nowym sznycie. Puenta była taka: - I kopnąłem ją w cipę. – No i w tym specialu opowiedział dwa takie żarty, w których była ta puenta.

Ja zrobiłem to samo, co zrobił Chappelle, tylko nie napisałem puenty, do której dopisałem żart. Napisałem zakończenie powieści, a później do tego zakończenia dopisałem powieść. Zakończenie mojej powieści jest takie:

- No i tyle – powiedziała patrząc na niego.

Wysłuchał tej opowieści, chociaż bał się jej wysłuchać. Wyciągnął z paczki papierosa, ale nie zapalił.

- Hm... – mruknął.

Po chwili dodał:

- Otworzę flaszkę.

- Otwórz; trzeba – powiedziała.

Wziął butelkę whisky, dwie szklanki, rozlał podwójne, a raczej potrójne porcje, podał jej szklankę, upili po dużym łyku. Popatrzył na nią, wyjrzał przez okno, znowu popatrzył na nią. Wreszcie powiedział:

- Zaraz będę gadać. Za chwilę.

- Gadaj – powiedziała.

Wypił do końca whisky, dolał sobie, zapalił. Popatrzył na nią. Upił łyk. Już wiedział, co zrobi. Teraz szykował się do tego, żeby jej powiedzieć. Musiał mieć czas, musiał przygotować się do tego, żeby powiedzieć to, co chciał powiedzieć. Zaciągnął się papierosem, dopił whisky, dolał sobie i rzekł:

- Dobra. Wołaj taxi i zmykaj. Ja zostanę i popracuję. Późno jest, ale zadzwonię do Arta. Zadzwonię też do Marty, może nie śpi. Pogrzebię w Necie, poczytam. Reszta jutro. Damy radę.

- To znaczy, że będziesz ze mną? – zapytała.

- Taa. Będę.

- Tak, jak kiedyś?

Zaciągnął się papierosem. Upił łyk whisky i powiedział.

- Nie wiem, czy tak, jak kiedyś. Ale spróbuję. Będę z tobą w dobry sposób.

Bał się. Bardzo się bał. Ale podjął taką, a nie inną decyzję decyzję pomimo tego, że się bał. Nie umiał postąpić inaczej. Po prostu nie umiał.

Bo był, kurwa, lojalny.

*

Temat nie jest zamknięty. Mam na myśli lojalność. Idzie o to, że lojalny nie oznacza automatycznie, że głupi. Trzeba będzie ten temat pociągnąć.

piątek, 25 września 2020

Pani X umarła

Pani X umarła. Żyła osiemdziesiąt lat i umarła. I teraz nie żyje. Można powiedzieć, że pani X nie żyje i można powiedzieć, że nie ma życia w pani X. Jednak żeby zasadnie stwierdzić, że pani X nie żyje, albo że nie ma życia w pani X, trzeba uznać, że pani X po tym, jak umarła, ciągle jest panią X. Bo przecież można przyjąć, że ta materia i ewentualnie coś jeszcze, które były panią X za życia, po śmierci pani X już panią X nie są. Równie dobrze można powiedzieć, że ta materia i ewentualnie coś tam jeszcze, które były panią X, po śmierci pani X panią X ciągle są.

Generalnie idzie o odpowiedź na pytanie o to, czy pani X, żeby być panią X, musi żyć, czy też może być panią X po tym, jak umarła i już nie żyje.

W tym miejscu trzeba ustalić, co to znaczy, że pani X żyje, jakie warunki musi spełniać pani X, żeby żyć, a żeby to ustalić, trzeba zdefiniować, czym jest życie. Kto definiuje to, czym jest życie? Oczywiście naukowcy. Naukowcy definiują wszystko, co da się zdefiniować i w ten sposób tworzą naukę. A co to jest nauka? Na to pytanie chyba najlepiej odpowiedział Thomas Kuhn, ten, który wymyślił pojęcie paradygmatu naukowego. Otóż Kuhn stwierdził, że nauka to jest to, co robią naukowcy. To znakomita definicja, aczkolwiek żeby chociaż trochę więcej wiedzieć, czym jest nauka, trzeba wiedzieć, co robią naukowcy, ale to temat na osobną bajkę.

Definiując życie naukowcy przyjmują różne kryteria, ale wielu naukowców zgadza się z tym, że najlepsze cechy życia zaproponował Tibor Gánti. Ten węgierski uczony wyodrębnił następujące warunki, które musi spełniać system, jeśli ma być przez naukowców uznany za organizm żywy:

1.      Obiekt musi być wyodrębniony ze świata zewnętrznego, musi być inherentną całością.

2.      W obiekcie musi zachodzić przemiana materii, czyli obiekt musi posiadać metabolizm.

3.      Obiekt musi być wewnętrznie stabilny, czyli musi cechować go homeostaza (warto poczytać, co o homeostazie pisze Antonio Damasio, np. w książce Dziwny porządek rzeczy).

4.      Obiekt musi posiadać mechanizm przechowywania i przetwarzania informacji użytecznych dla obiektu.

5.      Procesy wewnętrzne w obiekcie muszą być regulowane i sterowane.

Gánti wyodrębił jeszcze następujące trzy kryteria, cechy potencjalne, które nie są konieczne do tego, aby system uznać za obiekt żywy, ale konieczne do tego, żeby uznać, że w systemie proces życia zachodzi na większą skalę:

1.      Obiekt musi być zdolny do wzrostu i rozmnażania się.

2.      Obiekt musi mieć zdolność do dziedziczenia zmian, musi umieć przystosowywać się do nowych warunków – jest to podstawa procesu ewolucji.

3.      Obiekt musi być śmiertelny.

Wielu naukowców twierdzi, że aby system uznać za żywy, musi on mieć zdolność reagowania na bodźce, a także musi składać się z jednej lub więcej komórek, uznawanych za podstawowe jednostki życia (ciekawostka jest taka, że Lucien Cuénot stwierdził, że w komórce nie ma nic żywego oprócz całej komórki – ale znowu: to temat na kolejną bajkę).

Pani X po tym, jak umarła, nie spełnia definicji życia ukutej przez naukowców, czyli mówiąć najprościej, pani X po śmierci, wedle kryteriów naukowych, nie żyje, co rozumie każdy, kto wie, że pani X umarła. Czy jednak po śmierci pani X ciągle jest panią X? Tego niestety nie da się ustalić. Według jednych jest, a wedle drugich nie jest. Kiedy umarł Brenin, wilk Marka Rowlandsa, filozofa, którego bardzo lubię (ze wszystkich książek na świecie najbardziej  lubię książkę Rowlandsa zatytułowaną Filozof i wilk), to córka Brenina powąchała zwłoki ojca i tyle - nie interesowało jej ciało, w którym nie było życia; dla niej to ciało nie było Breninem. Natomiast wielu ludzi wierzy w to, że pani X po swojej śmierci dalej jest panią X; co więcej - wielu ludzi wierzy w to, że pani X żyje. Inaczej, niż przez ostatnie osiemdziesiąt lat, ale żyje. W pani X nie zachodzi proces homeostazy, ani metabolizm, ale wielu ludzi wierzy w to, że pani X żyje. W to, że pani X żyje (inaczej, niż przez ostatnie osiemdziesiąt lat, ale jednak żyje) wierzą ci, którzy zdają sobie sprawę z tego, że w pani X nie zachodzą procesy homeostazy i metabolizmu, jak i ci, którzy nie mają pojęcia o tym, czym są homeostaza i metabolizm.

Dlaczego ludzie wierzą w to, że po swojej śmierci pani X? Otóż wierzą dlatego, że przyjęli za dobrą monetę to, co powiedzieli im rodzice, babcia, ksiądz, znajomi, biorą za dobrą monetę to, co przeczytali, biorą za dobrą monetę to, co podpowiada im intuicja. Czy ludzie mylą się wierząc w to, że po swojej śmierci pani X? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że ludziom, niektórym ludziom, lżej żyć, kiedy wierzą w to, że pani X żyje po tym, jak umarła. W Fedonie Platon napisał tak:

Trzeba robić wszystko, co można, żeby zdobyć w życiu dzielność i rozum. Bo nagroda piękna, a nadzieja wielka. Spierać się o to, że właśnie tak, a nie inaczej jest, jak ja to opowiedziałem – nie wypada człowiekowi, który ma rozum w głowie. Ale że bądź to tak jest, bądź też jakoś tak podobnie ma się rzecz z naszymi duszami i z miejscem ich pobytu, skoro dusza okazuje się czymś nieśmiertelnym, to zdaje mi się, wypada i warto ryzykować przypuszczenie, że tak jest. Ryzyko bardzo piękne i trzeba sobie samemu takie słowa wiecznie niby do snu śpiewać.

Takie słowa wiecznie niby do snu śpiewać trzeba albo i nie trzeba, ale można. I można kłócić się z naukowcami w kwestii tego, czy pani X żyje (inaczej, niż przez ostatnie osiemdziesiąt lat, ale jednak żyje), czy nie żyje. Jestem jak najbardziej za tym, żeby kłócić się z naukowcami, w rozmaitych kwestiach, bo lubię, kiedy ktoś ustoi w sporze z naukowcami i pójdzie tam, dokąd naukowcy jeszcze nie dotarli, ale jak już ktoś kłóci się z naukowcami, to niech przynajmniej wie, co ci naukowcy mówią.


czwartek, 13 sierpnia 2020

Najtrudniej

W roku 2018 Antonio Damasio wydał książkę pt. Strange Order of Things. Life, Feeling, and the Making of Cultures. W tym samym 2018 roku książkę tę pod tytułem Dziwny porządek rzeczy. Życie, uczucia i tworzenie kultury wydało wydawnictwo REBIS. To bardzo dobra książka, jak wszystkie książki tego autora. Damasio pisze o wielu fascynujących rzeczach - o pochodzeniu umysłu, o poszerzaniu umysłu, o uczuciach, o emocjach, o świadomości, o qualiach (Damasio bardzo jest przywiązany do idei qualiów), o kulturze.

Damasio to tęgi naukowiec, świetnie sobie radzi w tych wszystkich neuronaukach, stawia śmiałe tezy i kapitalnie pisze. No i studiuję tę książkę od prawie dwóch lat, często po nią sięgam, a najstraszniejsze zdanie w całym tekście Damasio umieścił w Podziękowaniach. To zdanie idzie tak: Przygotowanie książki to długi proces planowania i zastanawiania się, ale w końcu nadchodzi dzień, kiedy trzeba usiąść przy biurku i zacząć pisać.


Ludzie mają rozmaite doświadczenia. Jeden siedział w więzieniu, ale nie był na wojnie. Ktoś inny był na wojnie, ale nie miał raka. A temu, który miał raka, nie umarło dziecko. A ten, któremu umarło dziecko, nie był bezdomnym. Tak to się kręci. Ludzie mają rozmaite doświadczenia. No i ludzie wskazują na rozmaite zadania, które ich zdaniem są najtrudniejsze - zrobić skomplikowaną operację chirurgiczną, podczas której trzeba grzebać w mózgu, albo grać w szachy tak, jak gra Magnus Carlsen (tu ukłon dla Pitera), albo wejść na K 2 zimą, albo latami opiekować się kochanym człowiekiem, który - jak to się popularnie mówi - jest w stanie wegetatywnym (czytajcie książkę Mózg. Granica życia i śmierci Adriana Owena - rewelacyjna rzecz), albo zaśpiewać Arię Królowej Nocy... Dla mnie najtrudniejszą robotą jest usiąść przy biurku i zacząć pisać. A mówiąc precyzyjniej - najtrudniej jest mi zacząć pisać.

czwartek, 2 lipca 2020

Przecinanie węzła gordyjskiego


W Juliuszu Cezarze Szekspir napisał tak:

W ludzkim życiu
Trafia się morski prąd, który żeglarza
Niesie ku wielkim zyskom; prąd przegapić –
Tu utkwić dziobem na resztę żywota
W mieliznach nędzy. Tak jest z nami: jesteśmy
Na pełnym morzu i gdy prąd pomyślny,
Trzeba korzystać z okazji.

To jest w przekładzie Stanisława Barańczaka. No i ja ten tekst Szekspira komentuję tak:

Może tak jest,
A może nie.
Dużo jest magii w tym myśleniu.
A jak naprawdę?
Chuj to wie.
Każdy jest sam
W swoim błądzeniu.