Opowiadano mi o człowieku, którego przyjaciel został uwięziony; ów człowiek spał co dzień na podłodze, żeby nie zaznać wygód, których pozbawiono tego, kogo kochał. Tak, drogi panie, któż będzie spał na podłodze dla nas?
Albert Camus. Upadek
*
Żadna
prawdziwie znacząca relacja nie może się opierać na kontrakcie. Na pierwszym
miejscu jest lojalność. I jest to coś, co należy szanować, choćby się waliło i
paliło.
Mark Rowlands. Filozof i wilk
*
Dave Chappelle to
gwiazda stand-upu. Chappelle
jest dobry, jest naprawdę dobry. Nie każdy, kto jest gwiazdą stand-upu jest
dobry, ale Chappelle jest dobry. Mozart powiedziałby, że Chappelle zna się na
rzeczy. I miałby rację Mozart, bo Chappelle zna się na rzeczy.
W specialu Equanimity Chappelle mówi, że on, Dave Chappelle, jest tak dobry w
swoim fachu, że już go nudzi zwykłe wymyślanie żartów, bo to zbyt łatwe jest,
więc on, Dave Chappelle, wpadł na taki pomysł, że będzie wymyślał żarty od dupy
strony, bo to trudniej, a jak trudniej, to jest większa zabawa. Rybka polega na
tym, że Chappelle najpierw wymyśli puentę, a później dorobi do niej żart. I dał
przykład takiego żartu wymyślonego w nowym sznycie. Puenta była taka: - I
kopnąłem ją w cipę. – No i w tym specialu opowiedział dwa takie żarty, w
których była ta puenta.
Ja zrobiłem to samo, co zrobił Chappelle,
tylko nie napisałem puenty, do której dopisałem żart. Napisałem zakończenie
powieści, a później do tego zakończenia dopisałem powieść. Zakończenie mojej
powieści jest takie:
- No i tyle – powiedziała patrząc na niego.
Wysłuchał tej opowieści, chociaż bał się jej
wysłuchać. Wyciągnął z paczki papierosa, ale nie zapalił.
- Hm... – mruknął.
Po chwili dodał:
- Otworzę flaszkę.
- Otwórz; trzeba – powiedziała.
Wziął butelkę whisky, dwie szklanki, rozlał
podwójne, a raczej potrójne porcje, podał jej szklankę, upili po dużym łyku.
Popatrzył na nią, wyjrzał przez okno, znowu popatrzył na nią. Wreszcie
powiedział:
- Zaraz będę gadać. Za chwilę.
- Gadaj – powiedziała.
Wypił do końca whisky, dolał sobie, zapalił.
Popatrzył na nią. Upił łyk. Już wiedział, co zrobi. Teraz szykował się do tego,
żeby jej powiedzieć. Musiał mieć czas, musiał przygotować się do tego, żeby
powiedzieć to, co chciał powiedzieć. Zaciągnął się papierosem, dopił whisky,
dolał sobie i rzekł:
- Dobra. Wołaj taxi i zmykaj. Ja zostanę i
popracuję. Późno jest, ale zadzwonię do Arta. Zadzwonię też do Marty, może nie
śpi. Pogrzebię w Necie, poczytam. Reszta jutro. Damy radę.
- To znaczy, że będziesz ze mną? – zapytała.
- Taa. Będę.
- Tak, jak kiedyś?
Zaciągnął się papierosem. Upił łyk whisky i
powiedział.
- Nie wiem, czy tak, jak kiedyś. Ale spróbuję.
Będę z tobą w dobry sposób.
Bał się. Bardzo się bał. Ale podjął taką, a
nie inną decyzję decyzję pomimo tego, że się bał. Nie umiał postąpić inaczej.
Po prostu nie umiał.
Bo był, kurwa, lojalny.
*
Temat nie jest zamknięty. Mam na myśli
lojalność. Idzie o to, że lojalny nie oznacza automatycznie, że głupi. Trzeba
będzie ten temat pociągnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz