Mam takiego jednego kumpla, Krassa. On umie różne rzeczy robić –
obraz namalować, napisać muzę i zagrać muzę. Pewnie jeszcze trochę innych
rzeczy umie. No i myśmy dawno temu z tym Krassem robili różne nagrania i w
końcu wyszła nam z tego płyta. Po mojemu to jest bardzo dobra płyta, do tego
stopnia dobra, że nikt nigdy nie puści jej w żadnym radiu.
Dwie noce temu Krassowi odjebało i nagrał taki kawałek, który
zatytułował „Ballada” – dał taki tytuł, żeby było śmiesznie.
Żona Krassa, Barbara (imię
zmienione dla zachowania anonimowości żony Krassa, bo tak naprawdę to ona ma na
imię Danusia) wysłuchała „Ballady” i powiedziała, że Krass powinien za to
trafić do domu wariatów. OK, tak właśnie działają kobiety i nic nie można na to
poradzić i nie będziemy się tym teraz zajmować.
Mnie się ta „Ballada” bardzo podoba. Zadzwoniłem do Marka
Grechuty, który nie żyje i mówię tak:
- Marek, wziąłbyś ten kawałek Krassa do swojej „Szalonej
lokomotywy”?
A Marek mówi:
- Chwila, posłucham.
I za moment powiada tak:
- No ale co, żeby to takie instrumentalne było?
A ja:
- Nie, ja tam nagram kawałek z Poe'go, recytację taką, i mówię mu
który kawałek, mianowicie: Dreaming dreams no mortal ever dared to dream
before.
Na co Marek:
- A nie nagrałbyś czegoś z Witkaca?
Na co ja:
- No właśnie, kurwa, nie.
Na co Marek:
- OK, jak nagrasz tego Poe'go, to wbiję to w płytę.
I dodał:
- A to się Maryla zdziwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz