P. przeczytała trochę książki Marka Rowlandsa "Filozof i wilk", ale nie była w stanie doczytać do końca. Koleżanka P. też przeczytała kawałek, później dużo opuściła, następnie przeczytała kilka stron, które ją zainteresowały i już do końca nie przeczytała nic. P. przeczytał całą książkę, ale mu się nie spodobała. M. też przeczytała całą książkę i też jej się nie spodobała. Znam jeszcze paru innych ludzi, którym nie spodobała się książka Rowlandsa i tylko jednego człowieka, poza mną, który się tą książką zachwycił. Tym człowiekiem jest pani, którą spotkałem na psim spacerze, wieczorem, nad stawem, w lecie.
Na psich
spacerach poznałem mnóstwo psów i mnóstwo ich ludzi. Pamiętam imiona wielu
psów, ale nie znam imion ludzi; są dziewczyna i chłopak od Pączusia, pani i pan
od Czesia, pan od Negro itd. Nie pamiętam, od jakiego psa panią jest pani,
która zachwyciła się książką Rowlandsa; pamiętam tylko jej twarz i to, że miała
warkoczyki, jak Pippi Langstrumpf. No i gadaliśmy z tą panią, ja byłem ze swoją
mamutką (dziewczyną rasy Alaskan malamute), a mamutki, jak wiadomo, są bajkowej
urody, więc wszyscy chcą gadać o mamutkach, a jak już się gada o mamutkach, to
przechodzi się do gadania o wilkach, i jak już o wilkach gadaliśmy, to pani
powiedziała, że jest taka książka "Filozof i wilk", i że to świetna
książka, i żebym ją sobie przeczytał, na co powiedziałem, że książkę mam,
przeczytałem i też uważam, że jest świetna.
Dlaczego pani
z warkoczykami zachwyciła się książką Rowlandsa, a P., jej koleżanka, P., M. i
jeszcze paru innym ludziom, których znam, książka się nie podoba? Trudno
odpowiedzieć na to pytanie, ale moim zdaniem ci, którzy książki Rowlandsa nie
lubią, nie lubią jej z dwóch powodów. Po pierwsze, nie doczytali wszystkiego,
co autor napisał. Nie doczytali w tym znaczeniu, że nie przeczytali, ale też
dlatego, że nawet jak przeczytali, to nie zrozumieli. Rowlands stwierdza, że
jego książka nie jest książką filozoficzną, przynajmniej w znaczeniu takim, że
nie zostałaby uznana za książkę filozoficzną w środowisku akademickim, niemniej
jednak, w mojej opinii, przy lekturze książki pomocne są stosowne predyspozycje
i filozoficzny trening.
Rowlands
precyzyjnie opisuje między innymi kwestię tego, w jaki sposób czas pojmują
ludzie, a w jaki wilki; rozważania te pozwalają autorowi na postawienie tezy
dotyczącej tego, co jest najważniejsze dla ludzi i co jest najważniejsze dla
wilków. Rowlands pisze o przyjemności, o uczuciach, o szczęściu, o śmierci, i
argumentuje, dlaczego śmierć ma władzę nad człowiekiem, ale nie ma władzy nad
wilkiem czy psem (kiedy zrozumiałem, co napisał Rowlands, a wiele razy czytałem
książkę, zanim zrozumiałem, stałem się gorącym zwolennikiem tezy Rowlandsa -
jestem bardzo przywiązany do myśli, że śmierć nie ma władzy nad moją mamutką).
To, co Rowlands
pisze o wilkach, a zwłaszcza to, co pisze o ludziach (małpach), dla wielu ludzi
jest nieprzyjemne - tak przypuszczam, i to jest drugi powód, dla którego ludzie
nie lubią książki Rowlandsa. Dla mnie nie jest nieprzyjemne, tylko fascynujące,
nie jedynie w aspekcie intelektualnym - czytam ten tekst z wielkimi emocjami.
Marc Bekoff napisał tak:
">Filozof
i wilk< to wspaniała książka. Rzadko się zdarza, by profesor szedł na całość
i między obiektywne i naukowe kwestie wplatał uczucie, serce, miłość. Mark Rowlands
właśnie to robi.”
Bekoff ma
rację. I ma rację Frans de Waal, kiedy zauważa:
„To wyjątkowe,
by jedno zwierzę stało się inspiracją do tak głębokich refleksji na temat
moralności, śmiertelności i mizantropii… Te wspomnienia czyta się jak opis
burzliwego romansu z czworonożną gwiazdą.”
Rowlands
przedstawia ludzi jako gatunek, który, z powodu swojej małpiej duszy, nauczył
się knuć, a zrozumiawszy, że można knuć, szybko pojął, że trzeba knuć. Ludzie
to małpy, które kalkulują, które chcą, na ile to możliwe, planować i
kontrolować swoje życie. Ludzie inwestują w swoje życie o wiele więcej, niż
jakiekolwiek inne zwierzęta. To wszystko osadzone jest w kontekście koncepcji
czasu, jaką mają ludzie – chodzi o czas postrzegany linearnie. Ludzie na
strzałce czasu osadzają zdarzenia z przeszłości, a także to, co może wydarzyć
się w przyszłości, w efekcie czego nie żyją chwilą, natomiast pragną szczęścia,
którego spodziewają się doznać w przyszłości, niezależnie od tego, za jak dobre
uważają swoje dotychczasowe życie. Co więcej – ludzie mają teleologiczną
(teleologiczną, nie teologiczną) koncepcję życia; uważają, że życie ma cel, że
ma sens i ważne jest, żeby ten sens zrozumieć i osiągnąć cel.
Wilki, zdaniem
Rowlandsa, w sposób istotny różnią się od ludzi w tym, co można określić jako
sposób postrzegania życia. Wilki żyją w czasie kolistym, żyją chwilą, nie
budują sobie strzałki czasu biegnącej linearnie. Brenin, wilk, z którym
Rowlands żył jedenaście lat, zachorował na raka. Kiedy czuł się źle, bardzo
cierpiał, ale kiedy mu się polepszało był szczęśliwy. Nie psuł sobie tych
szczęśliwych chwil rozważaniami o tym, że co prawda teraz ma się lepiej, ale
przecież i tak ma raka, który przysporzy mu wielu cierpień i w końcu go zabije.
Rowlands świetnie pisze o tym wszystkim, a na początku wywodu stawia kapitalne
pytanie: „co stracił Brenin, kiedy umarł?”
Rowlands nie
pisze o ludziach złych rzeczy, tylko ludzi opisuje. Rozumiem jednak, że wielu
czytelników książki może odbierać to, co napisał Rowlands jako negatywną ocenę moralną
wystawioną naszemu gatunkowi. Kiedy ktoś utrzymuje, że ludzie całe życie
kalkulują, sieją intrygi, zawiązują sojusze w celu osłabienia innych,
koncentrują się na tym, żeby posiadać, w tym władzę, że nie są lojalni, że żyją
nadzieją, która przecież prędzej czy później zgaśnie, to łatwo uznać, że ten
ktoś ocenia ludzi negatywnie i że się w swojej ocenie myli. Cóż bowiem złego
może być w tym, że ludzie pragną mieć coś swojego, coś, co zostawią swoim
dzieciom? Co złego w tym, że walcząc o swoje sięgają po różne środki, a choćby
i takie jak podstęp, oszustwo, czy nielojalność? Co złego w tym, że chcąc
polepszyć swoje życie wyrządzą komuś krzywdę – przecież nie mają na celu
skrzywdzenia kogokolwiek, tylko zwyczajnie chcą mieć lepsze życie? Życie to
twarda gra i żeby się w niej utrzymać na odpowiednim poziomie, trzeba knuć, bo,
jak już wiadomo, kiedy można knuć, to trzeba knuć.
Pod koniec
książki Rowlands analizuje mit Syzyfa i jest to najlepsza analiza, jaką
czytałem. Rowlands pisze:
„Idąc dziś do
pracy, do szkoły czy dokądkolwiek się wybierasz, spójrz na spieszący się tłum
dokoła. Co oni robią? Dokąd idą? Przyjrzyj się jakiemuś człowiekowi. Być może
idzie do firmy, w której będzie robił dokładnie to samo, co wczoraj, a jutro
dokładnie to samo, co dzisiaj. Raport musi trafić na biurko pani X do trzeciej
– to najważniejsze – i nie wolno zapomnieć o spotkaniu z panem Y o wpół do
piątej. A jeśli spotkanie nie pójdzie dobrze, będzie to miało ponure
konsekwencje dla wyników na rynku amerykańskim. Wszystko to są dla niego bardzo
ważne rzeczy. Być może sprawiają mu one przyjemność, być może nie. Ale i tak to
robi, ponieważ ma dom, rodzinę i musi wychować dzieci. Po co? Żeby one za kilka
lat mogły robić mniej więcej to samo z mniej więcej tych samych powodów i mieć
własne dzieci, które z kolei będą robić to samo z tych samych przyczyn. To one
będą się martwić o raporty, spotkania i wyniki na rynku amerykańskim.
To jest
właśnie dylemat egzystencjalny, który wyłania się z historii Syzyfa.”
Po przeczytaniu
tego fragmentu naprawdę łatwo jest znielubić autora tekstu, niezależnie od
tego, jak świetną analizę mitu Syzyfa autor napisał.
Rozmawiałem z
M. Zapytałem, czego najbardziej chce w życiu i usłyszałem w odpowiedzi, że
spokoju. Nie skończyliśmy tej rozmowy; nie skończyliśmy w tym sensie, że nie
podaliśmy sobie wszystkich koniecznych definicji, w tym definicji tego, czym
jest spokój. Być może kiedyś do tej rozmowy wrócimy, a w tym tekście
zaprezentuję swój punkt widzenia na omawianą kwestię. Otóż moim zdaniem spokój
to coś, co zawsze wiąże się z posiadaniem czegoś albo z brakiem czegoś. Żeby
mieć spokój, człowiek musi być zdrowy (czyli musi nie mieć dolegliwości). Musi
mieć bezpieczne schronienie i pieniądze. Musi mieć pozytywną wizję przyszłości,
czyli na strzałce czasu nie może w przyszłości być niczego, czego człowiek by
się teraz bał. Na strzałce czasu w przeszłości nie może być niczego, co
skutkuje negatywnie na teraźniejszość i przyszłość; chodzi o rzeczy takie, jak
choćby wyrzuty sumienia. Żeby mieć spokój, człowiek nie może być zmuszany do
robienia tego, czego nie chce robić, na przykład pisania raportów dla pani X,
sprzedawania telefonów komórkowych, czy uczenia wrednych dzieci. Wiele można
przytoczyć rzeczy i okoliczności, które potrzebne są do tego, żeby człowiek
miał spokój, ale myślę, że z grubsza wymieniłem wszystko to, co istotne.
W mojej
opinii, kiedy już człowiek ma spokój, musi zadać sobie następujące pytanie: co
dalej? Dla mnie spokój to tylko warunek czegoś (i to wcale nie najważniejszy),
co o wiele wartościowsze. Dla Arystotelesa największym możliwym do osiągnięcia
dobrem była eudajmonia, którą rozumiał jako optimum tego, czym może być
człowiek. Być może tym tropem idzie Rowlands (aczkolwiek, jak się wydaje,
raczej myśliciele tacy, jak Nietzsche, Heiddegger czy Richard Taylor są
bohaterami filozoficznej bajki Rowlandsa, a nie Arystoteles), kiedy stwierdza,
że najważniejszą rzeczą w życiu nie jest to, co można mieć, czyli nawet nie
szczęście, tylko to, czym można być. I dalej:
„Dla wilka
liczy się nie to, by coś posiadać ani też nie ilość. Dla niego ważne jest być
wilkiem pewnego rodzaju. (…) Tego, co najważniejsze w życiu, nie da się w żaden
sposób posiadać. Sens życia znaleźć można właśnie w tym, co jest niedostępne
istotom żyjącym w czasie: w chwilach. Dlatego właśnie tak trudno nam wskazać
przekonujący sens naszego życia. Chwile to jedyna rzecz, której my małpy nie
możemy mieć.”
Ale o jakie
chwile chodzi? I jaki to ma związek z eudajmonią Arystotelesa? Ano taki, że
zdaniem Rowlandsa, najważniejsze co mamy w życiu, to te chwile, kiedy byliśmy u
szczytu swoich możliwości. Te chwile są osobną całością, całością samą w sobie
i nie wymagają żadnego uzasadnienia. Znaczenie tych chwil nie polega na tym, że
określają one człowieka, nie na tym, że określają, kim człowiek jest i jaki
jest. Wartość tych chwil zawiera się tylko w tych chwilach. Zgadzam się z
Rowlandsem, że „niełatwo to zrozumieć, trudno to zaakceptować”.
Jeśli przyjmie
się teorię Rowlandsa, trzeba zgodzić się z tym, że spokój nie jest, a
przynajmniej nie musi być czynnikiem istotnym. To też trudno zrozumieć i
zaakceptować. Rowlands pisze:
„Żeby osiągnąć
szczyt możliwości, musimy zostać zagonieni do kąta, gdzie nie ma nadziei i nie
ma po co iść naprzód. Ale wtedy mimo wszystko idziemy do przodu. (…)
Najważniejsze w twoim życiu jest ja, które zostaje, kiedy nadzieja gaśnie. Czas
ostatecznie wszystko nam zabierze. Wszystko, co zdobyliśmy dzięki zdolnościom,
przedsiębiorczości i sprzyjającemu losowi, zostanie nam odebrane. Czas odbiera
siły, pragnienia, cele, plany na przyszłość, szczęście, a nawet nadzieję.
Cokolwiek możemy mieć, cokolwiek posiadamy – on nas tego pozbawi. Ale nigdy nie
odbierze nam tego, kim byliśmy u szczytu swoich możliwości.”
Napisałem to
wszystko nie po to, żeby powiedzieć, że Rowlands ma rację. Napisałem to po to,
żeby pokazać, dlaczego niektórzy ludzie nie lubią książki Rowlandsa. Znalazłem
jeszcze jeden powód, dla którego ludzie książki Rowlandsa nie lubią, mianowicie
taki, że nie doświadczyli tego, o czym Rowlands pisze, a przecież, jak
stwierdził Kierkegaard, „tylko ten, kto został pokąsany przez węże, wie jak
czuje się ten, kto został pokąsany przez węże”.
Myślę o tej pani z warkoczykami, która
zachwyciła się książką Rowlandsa. Chciałbym dać jej ten tekst. Chciałbym z nią
porozmawiać. Jednak w związku z tym, że nie mogę już spacerować z moją mamutką
nad stawem i w ogóle nie mogę spacerować nad stawem, mała jest szansa na to, że
spotkam tę panią z warkoczykami, natomiast jest ogromna szansa na to, że jej nie
spotkam, tracąc w ten sposób okazję na jedną z tych wielkich chwil, kiedy
mógłbym osiągnąć szczyt swoich możliwości. Ale to nic – próbuję unikać
budowania złudnej przyszłości na mojej strzałce czasu. To bardzo trudne, ale to
znakomite ćwiczenie. Wiele będę mieć okazji, żeby osiągnąć szczyt swoich
możliwości, doświadczyć tych największych chwil. Wiem, że zapłacę za to
straszliwą cenę i boję się tych okazji, bardzo się boję, ale wiem, że będę je
mieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz